czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 6

Witam Was po tak długiej przerwie <3 Mówiłam, że rozdział pojawi się po 9 lipca a już mamy 18 ;-; Przepraszam, ale przedmioty martwe się na mnie uwzięły. Komputer odmówił posłuszeństwa i nie miałam jak dodać odcinka, a co dopiero przpisać. Strasznie nie lubie pisać na tablecie.
No, ale już jestem i mam nadzieję, że to co mam Was zadowoli c:

OFICJALNY OPIEPRZ DLA KIRCI.  Kochana, czuj się oficjalnie opieprzona za dwa tygonie opierdzialna się XD <3

Było pytanie kiedy następny odcinek. Hm... wiecie sama zauważyłam moje lenistwo i mam wrażenie, że dodaję coś mniej więcej raz na mieciąc  .-. Postaram się ogarnąć i napisać coś więcej a w między czasie pojawi się nowy Feldanowy rozdział.

Dobra dobra. Nie przedłużam i zapraszam na szósteczkę <3

~Till

Rodział 6



- A co w tym takiego, że muszę to zobaczyć?
- Oj cierpliwości Lambert – machnął ręką lekceważąco.
- Czemu cały czas mówisz  mi ‘Lambert’. Jestem Adam. Ratliff.
- Dobrze Adam. – powiedział pobłażliwie i teatralnie wywrócił oczami -  Masz gdzieś laptop?
- Tam – wskazałem na łóżko.
Tommy rozsiadł się  wygodnie poprawiając poduszkę pod plecami. Położył sobie laptopa na kolanach i wyciągnął pendriva z kieszeni skórzanej kurtki. – No chodź tu. Nie gryzę. – spojrzał na mnie a ja dopiero się zorientowałem, że stoję jak kołek i gapie się na niego.
Podszedłem i usiadłem na łóżku obok blondyna.
- No to, trwa to jakieś 20  sekund ale jest dziwne.
Kliknął ‘play’ , a na ekranie pokazała się sala wykładana materacami. Na środku stała równoważnia.
- Tutaj; Lizbeth. – pokazał palcem na młodą dziewczynę. Rzeczywiście stała tam z włosami związanymi w koka. Czarny strój opinał jej zgrabne ciało. Podbiegła do równoważni i zwinnym ruchem wskoczyła na nią robiąc piuret w powietrzu. Gdy Lizbeth rozkłada ręce na boki by złapać równowagę i dumnie podnosi  głowę filmik się kończy.
- Wow… nie wiedziałem, że była gimnastyczką. – nie powiem zatkało mnie trochę.
- Ja też nie. Nigdy nic nie mówiła.
- No Okey. Ale co nam to nagranie daje, żeby odnaleźć twoją ciotkę.
- To nagranie jest, jedynym, które widzę z nią w roli głównej . Do tego nie ma nawet zdjęć jako gimnastyczka. A ta osoba tutaj – wskazał palcem na ekran – wyraźnie ją dopinguję.
 Tak, młoda postać, na oko kobieta miała zaciśnięte pięści a jej twarz wrażała skupienie. Jakby stresowała się bardziej od Lizbeth. Za to gdy ciocia Tommy’ego znalazła się już na równoważni postać podskoczyła do góry  wyrazie zadowolona. Musiała coś wykrzykiwać lub mówić, ale w nagraniu foni nie było. – Więc myślałem, że może znasz ją, jego … tego kogoś na tym nagraniu? Bo może ten ktoś wie co się stało z moja ciocią.
- Hm… nie wiem wydaję się znajoma, ale nie powiem ci kto to. – zamilkłem na chwilę zastanawiając się skąd znam tą osobę. Nagle mnie olśniło – Złaź.
- C-co ? - zapytał.
- No zejdź z łóżka, coś ci pokażę, tylko rusz tyłek.
Posłusznie zszedł z materaca a ja zacząłem szukać paczki z listami. – Znalazłem to pare dni temu, są od twojej cioci do mojej. – powiedziałem pokazując mu kilka listów.
- Co? Pokaż mi to. – powiedział i wyrwał mi paczkę.
- Ja nie wiedziałem nawet, ze one się znały .
Patrzyłem na niego jak dokładnie śledzi tekst wzrokiem. Nie przeczytał nawet połowy i podał mi kartkę.
- Nie wierze, teraz nie wiem czy cokolwiek co mówiła było prawdą. Mówiła, że nie zna nikogo z tej rodziny.
Wziąłem do niego list. Okazał to się być ten sam, który zacząłem niedawno czytać. Zacząłem od końca.

‘ Kochanie, jak tylko wrócę to wszystko Ci opowiem. Dziękuję, że mnie wspierasz. Jesteś najlepsza.                                  
                                                                          Pozdrawiam i ściskam,
                                                                                   Twoja Lizbeth ‘

- Czytałeś to do końca ? – zaprzeczył – To patrz.
Siedziałem na łóżku. Klęknął za moimi plecami i praktycznie oparł brodę o moje ramie. Czułem zapach jego perfum, słyszałem tempo oddechu.
‘ Spokój Lambert’
Rozluźniłem moje napięte mięśnie głęboko wzdychając.
- One musiały  się przyjaźnić, bądź bardzo dobrze znać – usłyszałem jego głos tuż przy  moim uchu.
- T-tak. Yh… ja już nie myślę. Zostawimy resztę listów na następne spotkanie ?  - zaproponowałem, ale nagle przypomniały mi się uwagi cioci. Trzeba to będzie odkręcić, dobrze, że nie wie, że jest teraz u mnie... Chrzanić to.
- Jasne. Dobra to ja dziękuję za kawę i będę leciał, nie ?
- No tak spoko … Co ? Nie ! Czekaj – zwołałem jak już otwierał drzwi – może zostaniesz?
- Ale … jesteś pewny, jest już północ?
- No przecież nie puszczę cię w ten ciemny las o północy. Jesteś za mały – stwierdziłem uszczypliwie stając przed nim. 
- Cooo ? Uważaj, bo się zdenerwuję. – zagroził i wymierzył palcem w mój tors – To hm… może powiesz mi coś o sobie? – powiedział i znowu usiadł na łóżku.
- A co chcesz wiedzieć ? – spytałem siadając obok blondyna.
- A no może … życie miłosne pan posiada. Panie Lambert ? – puścił mi „oczko” i poprawił rękaw  bluzy.
- Eh… no wiesz… ostatnio przyzwyczajam się do  bycia singlem. 
- Oh. Sorki nie chcia…
- Nie, spoko , jest Okey – zapewniłem a on zachęcony tą odpowiedzią pytał dalej
- A kto to był ? Ta wybranka którą rzuciłeś albo ona ciebie.
I co ja mam mu teraz powiedzieć? Znamy się jakieś dwa dni, nie chcę go odstraszyć. Trudno, raz kozie śmierć. – To był on – powiedziałem szybko i cicho. 
- On ?
- No tak. Brad.
- Jesteś gejem ? – zdziwienie malowało się na jego twarzy.
- Tak. Jeśli czujesz teraz odrazę jak połowa społeczeństwa możesz wyjść. – powiedziałem smutno.
- Co ? Nie. Nic z tych rzeczy. Lubię cię a to nie robi mi różnicy .
- Dziękuję… przyjąłeś to nadzwyczaj dobrze – A jak twoje życie miłosne?
- Mam dziewczynę. Tylko daleko mieszka, więc rzadko się widujemy.
- Jaka jest ?
- Jaki był? – odbił piłeczkę.
- Ty pierwszy. – powiedziałem i zamieniłem się w słuch.
- Um, ma na imię Emma. Mieszka w NY. Jest ekspedientką w sklepie. Poznaliśmy się jak kupowałem lakier do paznokci – zaśmiał się i spojrzał na swoje ręce. – Teraz ty .
- Brad , inaczej mówią na niego Cheeks. Mieszka w LA. Poznaliśmy się na przedstawieniu w teatrze. Ja grałem główną rolę a on przyszedł na widownię. Zwrócił moją uwagę i spotkaliśmy się na takim afterparty po premierze.
- Występujesz w teatrze ?
- Yhym, w musicalach.
- Dobry jesteś ? –zapytał się zaciekawiony
- Tak mi się wydaje – powiedziałem skromnie – a ty czym się zajmujesz ? Bo wyglądasz mi na niedoszłego muzyka.
- No i to prawda.  Gram na gitarze ale nie mam zespołu. – w jego głosie słychać było nutę smutku.
- Zagrasz mi coś kiedyś? 
- Okey, ale ty zaśpiewasz. – powiedział zadowolony.

I tak rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym do… o cholera, 3 w nocy.

- Ej, może pójdziemy spać? Bo wyglądasz jak zombie. – zaproponowałem.
- Ok. – powiedział sennie, zdjął bluzę i położył się po lewej stronie łóżka.
Sam zdjąłem szlafrok i wślizgnąłem się na moją połowę łóżka. Było  cicho, słyszałem wiatr wiejący za oknem. Minęło może 30 minut aż usłyszałem :
- Adam ? – cicho powiedział Tommy
- Hmm?
- Śpisz  ?
- Nie.
- To zamknij okno… proszę.
- Ale ty jesteś leniwy wiesz ? – powiedziałem, wstałem i zamknąłem okno. -   Proszę.
- Dzięki – wymamrotał zwijając się w kłębek i wtulając w poduszkę. – dziękuję, że mogę tu nocować. Tu jest chociaż ciepło. W tej starej wili jest zimno jak cholera.
- Nie ma sprawy. A teraz śpij bo o 8 mamy pewnie pobudkę.
- Co? Czemu? – zdziwił się.
- Moja ciocia – wyjaśniłem i głośno ziewnąłem.
- A wiesz, że ona mnie chyba nie lubi.
- Będzie musiała przeżyć, nie wiem czemu ona cię nie lubi, fajny jesteś – czekałem na odpowiedź – Tommy? – spojrzałem w stronę blondyna. Spał. Jezu jak on słodko wygląda. Przytuliłem się do poduszki i odpłynąłem.

***

- Ale co to miało być ?!
- Nic. – wzruszyła ramionami i odwróciła się w stronę blatu kuchennego.
- Nic !? Ty to nazywasz niczym ?! Wypierdzieliłaś go za drzwi jak jakiegoś bandytę. Mało brakowało policje byś wezwała – wrzeszczałem na moją ciotkę, która przed chwilą w bardzo kulturalny sposób pozbyła się Tommy’ego z domu. – Co on ci zrobił ?
- Nie lubię go i tyle.
- To masz problem, bo ja go lubię i nie urwę z nim kontaktu.
- Urwiesz. – zagroziła.
- Nie będziesz mi wybierać znajomych, rozumiesz?
- Nie wybieram, ale z nim nie będziesz się spotykał. – powiedziała stanowczo.
- Będę – odpowiedziałem pognałem do swojego pokoju,  słysząc za sobą jeszcze jakieś krzyki, ale zamilkły jak zamknąłem drzwi.

Co ta baba sobie wyobraża. Że zerw e kontakt z kimś kto jej wydaje się dziwny , a zna go gorzej niż ja ? Śmieszne. Musze ochłonąć. Dobrym starym, na odstersowanie sposobem, zabrałem się za sprzątanie.
Posprzątałem w szafie i już miałem zabierać się za pościel gdy zobaczyłem rękaw bluzy wystający z pod łóżka. Tommy – pomyślałem. Sięgnąłem po ubranie i wyciągnąłem z pod kanapy. Biedak, moja ciocia wykurzyła go stąd w takim tempie, że nawet nie zdążył wziąć bluzy. Wstyd mi za nią. Musze go przeprosić i oddać bluzę.
Już ją składałem gdy poczułem delikatną woń perfum Tommy’ego. Przysunąłem bluzę bliżej twarzy. Yhym… To co teraz robie jest dziwne, ale gdy tylko ten zapach uderzył mocneij w moje nozdrza poczułem dreszcz biegnący przez cały kręgosłup.
 Nie, nie, nie. Wydaje mi się, że polubiłem go za bardzo niż mogę. Trzeba zająć się czymś innym, koniecznie.

***

Po obejrzeniu jakiegoś kijowego horroru z Neilem i Tiffany, przyszedł  czas na obiad. Jak to po każdej kłótni  ciocią, nie odzywaliśmy się do siebie. Mi to pasował.  I tak chcę jej zrobic na złość i pójść do Tommy’ego. Musze przecież mu oddać bluzę.

***

Jest 18. I co ja mam robić. Chyba wybiorę się do Tommy’ego.
Jak powiedziałem tak zrobiłem. Po 20 minutach stałem już pod willą. Cicho wszedłem do środka. Było tu strasznie cicho. Nigdy bym nie pomyślał, że ktoś tu mieszka, jeżeli nie wiedziałbym gdzie szukać. Dlatego ruszyłem schodami na górę i do końca korytarza. Znalazłem się przed brązowymi drzwiami. Zapukałem i czekałem na jakieś zaproszenie, ale nie usłyszałem nic oprócz brzdęku gitary.
- Wchodzę – ostrzegłem i otworzyłem drzwi. Zastałem blondyna siedzącego na podłodze z gitarą na kolanach. – Tommy ?
- Co ? – spytał chłodno.
- Ym. Coś się stało? Przyszedłem ci oddać …
- Ty się, kurwa, jeszcze pytasz czy coś się stało !? – wykrzyknął  i stanął na równe nogi tuż przede mną. – Wiedziałem, że taki będziesz. Już nikomu nie można ufać.
- C-co ? – trochę mnie zatkało – Ej oświeć mnie, bo nie mam pojęcia o co ci chodzi.
- Nie wiesz… a to ciekawe,  że nie poznałeś własnej ciotki !
- Że co ? Gdzie ?
- No na tym pieprzonym filmiku. To była twoja ciocia Adasiu. I co zdziwiony ? Nie sądzę.
- Ale… - nie dał mi skończyć.
- Wiedziałem, że mi nie pomożesz, bo rodzina ważniejsza.  Już ci ufałem.
- Co , nie, stop. – teraz to i ja już byłem zdenerwowany – Coś ty powiedział ? Że mi nie ufasz? Nigdy bym nie zawiódł twojego pieprzonego zaufania bo przez te 3 dni zajebiście cię polubiłem i myślałem, że może będziemy przyjaciółmi. Więc nie zrobiłbym nic, kurwa, nic żeby zniszczyć taką szanse. I pomógłbym ci z odnalezieniem cioci, nawet gdybym musiał jechać na drugi koniec tego kraju.
- Ta… właśnie widać. To czemu mi nie powiedziałeś, że to była twoja ciocia ?- powiedział ale już mniej pewnie… wiedziałem, że wygrywam.
- Bo jej nie poznałem ? Dla mnie zawsze była starsza panią pod 40 albo i 50. Jak byłem małym chłopcem nie myślałem, że ona była dzieckiem czy nastolatką. Myślałem, że się już taka starsza urodziła – zaśmiałem się i zauważyłem chwilowy uśmiech na twarzy blondyna, który miał spuszczoną głowę, kontynuowałem – nigdy nie wiedziałem jej zdjęć z młodości. I to nie moja wina, że nie poznałem jej o prawie wpół do pierwszej w nocy. Jeszcze jakieś zarzuty masz do mnie ? – zapytałem i czekałem na odpowiedź, ale nic nie powiedział  - Tak myślałem. Tommy …
- A-adam … - przerwał mi i wskazał palcem na szybę – spójrz. Cofnąłem się kilka kroków i stanąłem obok Tommy’ego. Razem obserwowaliśmy litery pojawiające się na zaszronionej szybie.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Informacja

Dobra... tak wiem, za długo. Przepraszam.

Ale... rozdział jest już w sumie na ukończeniu ... prawie jestem na ostatniej prostej, lecz niestety nie zdąże go dodać, bo wyjeżdżam nad morze dziś w nocy. A tam na miejscu nie ma opcji żeby dodać notkę. Bo na telefonie niestety się nie da ;-; Więc pojawi się najszybciej po 9 lipca . Będziecie cieprliwi ... i wybaczycie mi to długie opóźnienie. Bo to już prawie miesiąc minie. Przepraszam ale były zaliczenia i wgl.

I dziękuję za komentarze , naprawdę mi miło jak widzę, że się pojawiają jeszcze po miesiącu od dodania odcinka . :D

To do napisania, obiecuję ogarnąć tyłek i może napisać coś dłuższego ? Zobaczymy , pozdrawaim kochane <3


~Till

niedziela, 9 czerwca 2013

Tommy-Łania

Witam c:
Słuchajcie, odcinek się pisze... jest w trakcie c: Postaram się na ten tydzień jeszcze go skończyć.
Dziś mam dla was takie ... coś XD
Spotkałam się z Aerie i wiecie, skróty myślowe mogą czasem być straszne. Rozmawiałyśmy i mniej więcej było coś takiego ..:

JA: Tommy; ładny, uroczy, zabawny. Takie myśli ma Adam.
AERIE: Tommy... BUAHAHA .
JA: Co ?
AERIE: Skrót myślowy.
JA: Jaki ?
AERIE : Myśli Adama... Tommy; ładny, uroczy, zabawny hm RUCHAŁBYM.

No i w ten oto sposób, powstało to krótkie opowiadanie... może nawet drabble ? Nie wiem XD
No więc zainspirowane Aerie, która ma widać jakie myśli ;-; Wybaczcie za tak infantylne opowiadanie ale było pisane na telfonie w notatniku XD

(Możecie szykowac się na takie krótkie shoty.. bo ja się z nią spotykam to wychodzi własnie coś takiego c: )

~Till


Tommy-Łania 


Chłodne krople zmoczyły moje nagie i rozgrzane ciało. Właśnie prysznica potrzebowałem po bardzo długim dniu. Jakieś pół godziny temu wróciliśmy do hotelu po kolejnym udanym koncercie. Cały zespół zajął swoje pokoje. Ja z Tommym mieliśmy...
 Właśnie Tommy. Czekał na mnie za dużymi brązowymi drzwiami. Ta trasa była tym co mnie najlepszego w życiu spotkało. Tommy był moim facetem. Ten który zawsze deklarował się jako hetero teraz należy do mnie.  Na samą myśl o nim przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Tommy i jego wielki Czekoladowe oczy.
Tommy i jego piękna skóra.
Tommy i jego piękne ciało.
Nie, co ja tu  w ogóle jeszcze robię.
Tommy był idealny i z charakteru i z wyglądu. Brałbym go jak łanie w agreście.
-Działaj Lambert.
Wyłączyłem wodę i ruszyłem bez zbędnego ręcznika do pokoju. Rzuciłem się na niego namiętnie pocałowałem.
- Moja łania- lekko zdezorientowany uśmiechnął się
- Co? - zapytał.
- Nic. Kocham Cię - i znowu go namiętnie pocałowałem. Zupełnie nagi.

~Till & Aerie 



sobota, 25 maja 2013

Feldan: Rozdział 1

Hej <3 Dziś przybywam do was z odcinkem Aerie. 

Tak odemnie dodam tylko ... lubcie Tommy'ego i Briana, nie ? 
To patrzcie to  : ich wspólna praca <3 Ja i Aerie jak narazie mamy małe uzależnienie od tej piosneki . 
Tommy Joe Ratliff & Brian London - Drinks on my. 
Ja nie wiedziałam, że on tak śpiewa *u*  No ale nie przedłużam. 

Miłego czytania <3

~Till




Rozdział 2
                                                                                    *
Elfka niepewnie pociągnęła za klamkę furtki. Gdy przechodziła przez wieki ogród poczuła wyrzuty sumienia.
„Nic tu się nie zmieniło…”- pomyślała
Kiedy weszła do domu uderzył ją znajomy sapach suszonych kwiatów i starych książek.
-Jandan?- Zapytała nieśmiało- Wiem że tu jesteś… Ja… Chciałam porozmawiać.
Dziewczyna po cichu przechodziła przez pokoje. Wszystkie rzeczy pokryte były cienką warstwą kurzu. Elfka weszła na piętro gdy naglę uchyliły się jedne z drzwi znajdujące się na końcu korytarza.
Jandan stanął w progu i posłał Dziewczynie delikatny uśmiech
-Dawno się nie widzieliśmy- powiedział swoim melodyjnym głosem- Powoli zaczynałem już nawet tęsknić…
Elf podszedł powoli do dziewczyny i przytulił ją delikatnie.
-Jandan…?- zapytała niepewnie
-Tak…?
-Myślałam że mnie nie cierpisz…
Chłopak westchnął cicho i opuścił ręce.
-Tak, to… prawda…- powiedział z namysłem. Był bardzo chudy i przeraźliwie blady jakby od miesięcy nie był na dworze. Jego rysy twarzy wyostrzyły się a oczy zchłodniały. Długie ciemne włosy sięgały mu do pasa. Wyglądał zupełnie inaczej niż zapamiętała go te osiemnaście lat temu. Ale na swój sposób stał się może nawet ładniejszy…- Napijesz się może herbaty…? Albo kawy, jak wolisz.
-Poproszę herbaty.
-Miętowej?
Szantin uśmiechnęła się – Tak…
                                                                                   **
Durze zielonożółte oczy wypełnione były po brzegi łzami. Należały one do 26 letniej Joanny która pomagała matce w kuchni.
-Ale to takie nie sprawiedliwe… -mamrotała cicho- Dlaczego oni muszą jechać…?
-Taki jest już ich obowiązek… Mężczyźni od zawsze walczą na wojnie…- tłumaczyła powoli matka.
-Ja wiem… ale… Felix… Obydwie wiemy że on tam nie pasuje… Po prostu nie da rady!
-Dzięki siostrzyczko!- W drzwiach stał młody chłopak. Był wysoki i dobrze zbudowany, miał śliczną buzię której uroku nadawały wielkie zielonożółte oczy- Bardzo mi pomagasz… Jest coś do jedzenia??
-TY TO MASZ WYCZUCIE CHWILI-Wycedziła z oburzeniem starsza siostra.
-Tak wiem, jestem straszny. Mamo, jest coś?
- W lodówce jest Cebulowa z wczoraj odgrzej sobie kochanie- powiedziała z troską w głosie matka krzątając się po kuchni.
-OOOooooo… okej, dzięki…
- Najedz się, najedz jutro czeka nas długa droga…- Wtrącił się nagle starszy mężczyzna siedzący przy kuchennym stole- Pobudka o piątej rano. Służba nie drużba!- dodał machając dwoma szarymi kopertami z których sterczały wezwania do wojska.
                                                                                   ***
-Jandan…- zaczęła lekko drżący głosem- przecież wiesz jak bardzo mi przykro… Ja… Proszę Cię… daj mi jeszcze jedną szanse… Przez te wszystkie lata nie było nawet dnia żebym o tobie nie myślała… i nie żałowała…- Elf zdawał się powoli zastanawiać- A poza tym… Słyszałam o tym… Co mówiłeś… O tym co wtedy między nami zaszło… Naprawdę nie musisz się tym tak przejmować… Ja już dawno Ci to wybaczyłam… Myślę że teraz twoja kolej.- Dodała uśmiechając się krótko i chwytając chłopaka za rękę.
Siedzieli tak przez parę chwil w milczeniu
-Powiedziałaś o tym Anomenowi?
-Nie…
-Heh… Nic się nie zmieniłaś…- Powiedział z rozbawieniem Jandan- Dalej jesteś tą samą puszczalską żmiją.
Policzki Szantin pokryły się lekkim rumieńcem
-A ty za to dalej jesteś Bezwzględnym burakiem! -krzyknęła wyrywając rękę z lekkiego uścisku
-Nom…
-Ile lat będziesz chował urazę?
-Tyle ilu facetów cie przeleciało. - odparł z przekąsem elf
Dziewczyna zerwała się na równe nogi
- Dziwisz mi się ?! Bałam się Ciebie ! Ty… ty nie byłeś sobą… tylko jakimś potworem!
Jandan również wstał, wyglądał jakby chciał coś powiedzieć ale tyko patrzył. Wpatrywał się w Nią smutnym wzrokiem.
- O… niemiło co? Nie podoba się Wielkiemu Panu kiedy ktoś wreszcie nazwie rzecz po imieniu.
Elf spuścił pokornie głowę i powiedział spokojnie:
Wyjdź z tond po prostu, proszę.
Szantin posłała mu jeszcze tyko jadowite spojrzenie i obróciła się na pięcie.
Kiedy zamykała furtkę minęła się z listonoszem który właśnie wkładał do skrzynki szarą kopertę.

                                                                                                                                     -Aerie

PS. Chciałam tylko usprawiedliwić Jandana nie będzie on taki nadęty przez cały czas… proszę dać mu chwilę... Albo lepiej dwie… To samo tyczy się całego tekstu .___.

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 5

Ja wiem, że zginę za te długie przerwy . Ale się postarałam i jest ... chyba dłuższy niż poprzednie . c:

Akcja w czasie obiadu tworzona za pomocą Aerie. Ona jadła i tak gadała ;-; Wybaczcie głupote XD

Mam dla was dwa linki. Te piosenki w sumie mnie zmowtywowały, też od Aerie :

https://www.youtube.com/watch?v=kicrUIwDxB4

&

https://www.youtube.com/watch?v=GxDwGuwkZyQ
(sorki tylko jeden odsyła do YT ;-;)

Mam nadziję, że się spodoba.
A cały odcinek dedykuję Kirici ... Mam nadzieję, że nie zginę <3
 Komentujcie !

~Till.

Roizdział 5


- Robi się ciemno, to ja już pójdę. – powiedziałem siedząc na wielkim łóżku tuż obok Tommy’ego.
- A może jeszcze tu kiedyś wpadniesz, hmm ? – zaproponował i uśmiechnął się słodko.  On jest taki ładny, miły, a najlepsze jest to, że dogadujemy się jakbyśmy się znali od lat.
- Jasne, wiesz gdzie mieszkam. – uśmiechnąłem się ciepło i zsunąłem z łóżka.
- Oczekuj mnie – powiedział śmiejąc się tuż za moimi plecami.
- Nie mogę się doczekać – odpowiedziałem równie radośnie i odwróciłem się w stronę blondyna. – No to ja idę. Sam się mam odprowadzić czy zaszczycisz mnie swoją obecnością ?
- Eee… duży jesteś, sam dasz rad, mi się nie chce. Wiesz przecież, że tylko tu jest ciepło.
No tak , tylko ten pokój był ciepły… a ja musze iść teraz ciemnym lasem.
- A tak w ogóle, jak wrócę ?
- Po lewej masz ścieżkę, prowadzi na wasz podjazd. No chyba, że wolisz iść za wstążką, ona pójdzie przez gęsty las. – w jego głosie słychać było swoiste wyzwanie. O nie, nie dam się podpuścić.
- Wybiorę ścieżkę, dzięki.
- Okey. Żegnaj panie Lambert, i do zobaczenia – puścił mi perskie oko i zapalił dwie świece.
Machnąłem ręką i wyszedłem na zimny korytarz.

**

Tommy miał rację, z lewej strony tego wielkiego domu, była wąska ścieżka. Dojście do domu zajęło mi jakieś piętnaście minut.
Gdy tylko zdjąłem buty zachciało mi się ciepłej czekolady. Tak, a potem ciepły prysznic.
Jeśli wierzyć mikrofalówce to jest już po 23 więc jak najciszej ruszyłem schodami do góry.
Uwielbiam siebie za moją przebiegłość. Gdyby nie ona pewnie zawsze musiałbym kłócić się z Neilem o pokój z łazienką. Ale  ja jestem mądrzejszy i zawsze dzwonie do cioci i pokój jest już dla mnie rezerwowany, a mój brat nie ma nic do gadania. Dzięki temu mogę teraz dumie pomaszerować do mojej WŁASNEJ łazienki i wziąć ciepły prysznic.

Gdy pierwsze krople zmoczyły moje nagie i ciepłe ciało poczułem się odprężony i senny. Jedyne o czym marzyłem to położyć się na stertę poduszek leżących na tym wielkim łóżku … jak tej willi. No, ale niestety ciotka w takich nie gustuje. I mam zwykłe dwuosobowe łóżko; nie narzekam, mi wygodnie, druga osoba też się zmieści jeśli będzie taka potrzeba.
Prysznic w połączeniu z czekoladą dale moc usypiania. Spłukałem z siebie pianę i wyłączyłem wodę. Owinąłem ręcznikiem, dokładnie wycierając. Wskoczyłem w bokserki i …  pirdolę; bez koszulki zanurzyłem się pod kołdrą.

**

Cóż za świetny poranek ! Zero budzenia w nocy, zero pobudek o 8. Chyba pierwszy taki dzień od… Właśnie od kiedy ? Pomieszkuję już tu od około miesiąca. Wróciłbym do L.A., ale czekają mnie jeszcze jedne święta. Tak, do Wielkanocy będę tu mieszkał. Trudno.
Wyczołgałem się z łóżka i poczłapałem do łazienki. Chyba nigdy nie wyglądałem na tak wyspanego. po prawie 12 godzinach snu, wyglądałem jak nowo narodzony. Idealnie. Ułożyłem włosy i zacząłem grzebać w kosmetyczce. Nie znalazłem pudru, ale coś znacznie ciekawszego. Listy. Praktycznie o nich zapomniałem. Odłożyłem je na umywalkę i zacząłem dalej szukać pudru. Nie przeczytam ich teraz, bo i tak jestem już spóźniony na obiad. A tak w ogóle powinienem je oddać Tommy’emu. Jeśli dotyczą one jego cioci no to może mu pomóc.
 Wyszedłem z łazienki i wsunąłem listy pod materac. Szybkim krokiem skierowałem się do drzwi i zszedłem do jadalni. Na stole stał wielki półmisek z rybą. Egh. Mój cudowny poranek właśnie się skończy.
- Adasiu ile zjesz ziemniaczków ? – zapytała troskliwie ciocia – No i rybę też zjesz.
NIE. NIE CHCĘ RYBY. Ja mam to zjeść ?
Nałożyłem najmniejszy możliwy kawałek  i zabrałem się do jedzenia… ziemniaków.
- Adam. Zjedz ta rybę.
Przesunąłem widelcem po jedzeniu.
- Ale… ona się na mnie patrzy.
- Jak się może na ciebie patrzeć. Oczy zostały w kuchni.
W tym momencie coś przewróciło mi się w żołądku.
- Ona się na mnie patrzy swoim wewnętrznym wzrokiem … ty się nie znasz.
Blech. Nie lubię ryb, no chyba, że są to paluszki rybne. Tam przynajmniej nie ma ości.
Dokończyłem obiad, starając się utrzymać minę „tak, ciociu smakuje mi”. Chyba uwierzyła, bo już do końca nie zwracała na mnie uwagi. Popiłem wszystko kompotem i wstałem od stołu. Zabrałem talerz i zaniosłem do kuchni. Nalałem sobie jeszcze trochę kompotu. Dobry był, nie czułem smaku ryby przynajmniej. Ruszyłem do pokoju. Teraz będę mógł spokojnie przejrzeć te listy. Mam nadzieję, że to zwykłe pocztówki i dokumenty. Usiadłem na łóżku wyciągając koperty. Rozpakowałem jedną.

                                                                                        22.02.1984 r. Barcelona

Droga Helen!
Jestem w Barcelonie ! Nie wierze w to, że zeszłam tak daleko. Dziękuję Ci, bo to też Twoja zasługa. Jest tu cudownie, chciałbym żebyś tu była. Jak wrócę mam dla Ciebie … „

- Adam !
Kurwa.
Szybko schowałem listy przed ciocią.
- Chodź chcę z Tobą porozmawiać, zrobiłam kawę.
- A o czym gadać ?
Ruszyłem za ciocią do kuchni . Na stole już stał duży kubek kawy dla mnie i obok dla cioci.
- Słucham ?- spytałem siadając na wysokim krześle przy blacie.
- Chciałam z tobą porozmawiać tak ogólnie. Jak tam w ci się żyje w L.A. ?
- Dobrze. Kiedyś was zaproszę jak już się na dobre urządzę.
- A co u twoich przyjaciół. Bo tu nie na razie nikogo nie widziałam.
- Bo tu nie mam znajomych – kocham takie rozmowy – W L.A. mam znajomych i przyjaciół. Ale tu nikt nie mieszka.
- No tak… To racja. – zapadła chwilowa cisza… - Co u Brada ? - … przed burzą – Jak wam się układa? Nadal jesteście razem ?
- Nie – odpowiedziałem cicho, spuszczając głowę.
- A co się stało, kochanie ? – położyła mi dłoń na ramieniu.
- Nic się nie stało, przestaliśmy się dogadywać, Okey ? – nie czaiłem o tym rozmawiać, to nadal było zbyt świeże.
- Dobrze, dobrze … - uśmiechnęła się ciepło.
Już myślałem, że to koniec przesłuchania. Ale się myliłem.
- Czemu wczoraj wróciłeś tak późno ?
- Byłem u kogoś – przed chwilą mówię, że tu nikogo nie znam, a teraz że byłem w gościach do 22. Logika Lamberta.
- Ale mówiłeś, ze tu nie masz znajomych.
- Tak. Do wczoraj.
- A kogo poznałeś ?  Może Lucy …
- Nie ciociu – przerwałem jej – to nie żadna Lucy . Poznałem Tommy’ego. – uśmiech od razu zszedł jej z twarzy.
- Tommy’ego. Ratliffa. ?
- Tak. Poszedłem na spacer i go spotkałem. Miły jest, może kiedyś tu wpadnie.
- Adam. Słuchaj, wolałbym żeby on tu nie wpadła i ty do niego też nie. Lepiej się z nim nie spotykaj.
- Co ? Czemu ? – patrzyłem na nią jak na debila.
- Mieszkam tu dłużej. Czasami tu bywa. I …eh. No proszę cię: spotykaj się z nim. Jak tu jest to mówi coś o tym, że „on istnieje”. Nie wiem o co mu chodzi; „on tu wróci”. Zachowuje się dość psychicznie i wolę żebyś nie utrzymywał z nim kontaktu.
Serio mnie wryło. Jak z nim rozmawiałem wczoraj, mnie wydawał się być psychiczny. Nawet bym tak nie pomyślał.
- O… Okey. Dzięki za przestrogę. -  uśmiechnąłem się słabo.
- Proszę . A słyszałeś…
Wyłączyłem się. Nie miałem ochoty słuchać tych wszystkich okolicznych ploteczek.

**

Jest już po 22. Położyłem się do łóżka biorąc ze sobą książkę. Uwielbiam takie wieczory; herbata, Stephen King i ciepłe łóżko. Ten dzień miło się zaczął, ale został zniszczony przez głupie pytanie ciotki.
„Co u Brada?”
Nie rozmawiałem z nim od wyjazdu. Obiecaliśmy, że utrzymamy kontakt, chociaż jako przyjaciele. Jednak żaden z nas się nie odezwał od tego pamiętnego dnia. To nadal jest świeże. Muszę o nim zapomnieć. Wiem, że go już nie kocham, ale też nie jest mi tak łatwo o nim zapomnieć. Westchnąłem głośno. Te wszystkie chwile, byliśmy ze sobą tak długo.
Nagle coś zapukało do okna. Kto o tej porze puka i to w okno. Narzuciłem porannik i otworzyłem.
To był …
- Ej , Lambert, mam się wspinać jak Romeo czy wpuścisz mnie drzwiami ?
… Tommy.
- Y… - pomyślałem o rozmowie z ciocią  - Jasne – pierdole to.
Przekręciłem klamkę zamykając okno. Ruszyłem do drzwi wejściowych.  Cichutko na palcach zbiegłem po schodach i otworzyłem drzwi. Na progu stał uśmiechnięty blondyn.
- Co ty tu robisz ?
- Hej. Też miło cię widzieć Adam. – wszedł i poklepał mnie po ramieniu.
- Tak tak .. cześć. – odpowiedziałem
- Wpadłem bo mam ci coś do pokazania.
- To może najpierw kawa? – spytałem wskazując na kuchnię.
- Zawsze.- odpowiedział i ruszył we wskazanym kierunku.
Gdy trafiliśmy do kuchni spytałem – Latte ?
- Czytasz mi w myślach, przerażasz mnie.
- To dopiero początek.
Zrobił duże oczy ale po chwili szeroko się uśmiechnął .

- Tylko cicho, słoniku. – powiedziałem do Tommy’ego, który właśnie łapał równowagę, bo potknął się o pierwszy stopień. Podniósł głowę i uśmiechnął się jak małe dziecko. – Jest OK. Trzymam pion, Panie Lambert. Postaram się nie hałasować – wyminął mnie.
Weszliśmy do pokoju.
- No ale, sprzątać to ty chyba nie lubisz, co ?
- Wybacz, ale miałem zamiar iść spać – wskazałem na mój porannik.
- Oj tam. – machnął ręką.
- To jaką nowiną chciałeś się ze mną podzielić ?
- No bo  - usiadł na łóżku – dałeś mi tą paczkę.
-  Nooo… -  nie wiedziałem do czego zmierza.
- No to tam była kaseta. Musisz to zobaczyć …

niedziela, 5 maja 2013

Feldan Prolog

No to ja wam chyba będę kazała czekać na 5 ... bo nie napisałam nic poczas majówki ;-; Ale zaczyna się rutyna szkolna to wróci i rutyna pisania... zobaczymy co z tego będzie.
Dziękuję za komentarze.
Dziś spotkam się z Moritz to omówimy dokładniej ciąg dalszy wydarzeń w moim opowiadaniu. Może pojawi się w tym tygodniu, tak na pocieszenie po majówce :3

Chciałabym coś sprostować. Mam wrażenie, że myślicie, że ten 'Feldan' będzie moim opowiadaniem. Nie. Jest opowiadaniem mojej koleżanki. c:

No to ja nie przedłużam. Komentucie. Krytykujcie. Oceniajcie. <3

~Till
___________

Cześć, wita się z wami Aerie. Jestem na tej stronie, że tak się wyrażę gościnnie… Till zaproponowała mi zamieszczenie mojego opowiadania na swojej stronie. Bardzo dziękuję za potwierdzenia i prośby o prolog… mimo tego, że co niektórzy myśleli że jest on autorstwa Till.
Więc… w przeciągu ostatniego roku napisałam pewną historie, zaczęłam ją wymyślać już parę lat temu… Ale opisuję tylko fakty które zdarzyły się… cóż… Dokładnie rok temu… (Matko ile razy użyłam przed chwilom słowa „rok?” Dobra, co mi tam…) Pierwsze rozdziały różnią się jakością od tych nowszych,są trochę niezgrabnie napisane, ale postaram się to jakoś naprawić. Z niecierpliwością czekam na komentarze i jakieś opinie, jestem otwarta na pochwały i krytykę, mam nadzieję że Felix i Jandan zrobią na was pozytywne wrażenie.
Aerie


Prolog


*

Drzwi sypialni skrzypnęły cicho. Do pokoju ktoś wszedł, mężczyzna. Stanął w progu i zamarł. Pomieszczenie wypełniał zapach alkoholu i słodki aromat perfum. Podszedł więc na palcach do łóżka, usiadł koło śpiącej tam dziewczyny. Obok niej drzemał jakiś chłopak. Elf spojrzał na niego.
- Wysoki, wytatuowany, brodaty do tego… człowiek …? - wymamrotał pytającym tonem – Naprawdę zaczynasz się staczać, ukochana… - dodał przykrywając nagą Elfkę kocem - trochę szacunku do samej siebie, nie wspominając… o mnie.
Przechylił głowę w bok i przez krótką chwile wpatrywał się w dziewczynę. Chłopak miał urocze niezapominajkowe oczy, w jednej sekundzie wszystko jakby w nich zgasło, zszarzało. Chwilę gładził blady policzek dziewczyny.
- Cóż… miłej nocy Szantin - uśmiechnął się i delikatnie ją pocałował.

**

- Mamo! Mamo, gdzie jesteś ?! – krzyczał sześcioletni rudowłosy chłopiec. Pech chciał że zgubił się w największym mieście w kraju. Zaczął biec a łzy same napływały mu do oczu. Znajdował się w części miasta której w ogóle nie znał. - Mam…!
Łup! - wpadł na kogoś. To był mężczyzna, elf. Miał długie ciemne włosy i niesamowicie błękitne oczy. Wpatrywał się w chłopca z nieskrywanym zainteresowaniem.
- Nic ci nie jest ? - zapytał z niewiarygodną troską. – W tej części miasta nie powinni kręcić się ludzie, a szczególnie w tak młodym wieku. Co tutaj robisz ?
- Z-zgubiłem się! - wydukał dławiąc się we własnych łzach chłopiec.
- Serio? – powiedział elf z rozbawieniem. Podał chłopcu chusteczkę higieniczną -Wytrzyj twarz.
Malec  wziął chusteczkę do rąk i zaczął ją miętosić. Długo włosy chłopak uniósł jedną brew i spojrzał na dziecko z niepokojem.
- Eeeeh… Pomóc Ci znaleźć mamę?...
- TAAAAAAAAAAAAAAK!!! BARDZO PANA PROSZĘ !!! - wybuchnął chłopiec rzucając się na zupełnie obcego faceta i przytulając się do niego.
- Em… no tak. - szapiczastouchy odsuną od siebie chłopca i kucnął tak aby być z nim na równi wzrokiem. - Mieszkasz w tym mieście ?
- T-tak proszę pana…
- A jak masz na imię ?
- F-felix Jonson…
Widać było że mężczyzna jest zaskoczony. Po chwili jednak założył swoje imponująco długie włosy za swoje równie imponująco długie uszy i powiedział:
- Widzę że mam do czynienia z dzieckiem ludzkiej szlachty. - posłał mu pełne szacunku spojrzenie i uśmiechnął się - Nie będziemy mieli problemu w znalezieniu twojego domu. A teraz wytrzyj twarz. - i podał chłopcu kolejną chusteczkę.

***

- Doszliśmy już do dzielnicy ludzi… Trafisz do domu? - elf niepewnie spojrzał na dziecko.  Felix decydowanie nie miał miny mówiącej „Tak , oczywiście że tam dojdę !” - No dobra, to idziemy dalej…
- Jesteś ładny.
- Co ?- zdziwił się chłopak lekko zbity z tropu.
- Jesteś ładny. I miły też. - powiedział beztrosko chłopiec patrząc prosto w zimne niebieskie oczy. - Tata mówi że elfy to paskudne skurwiele, oszuści i dziwki, ale ty na pewno jesteś inny !
- Dziecko, czy ty wiesz co oznaczają słowa które mówił twój tata? - zapytał przyspieszając kroku lekko się czerwieniąc.
- Nie.
- … Tak myślałem… Nie mów tak na drugi raz. To są bardzo… nieładne słowa.
- Dobra. A jak ty się nazywasz ?
- Jandan…
- Jandan?... Dziwne imię…
- Tak istotnie. Czy to twój dom ? - zapytał długouchy wskazując na całkiem pokaźną wille.
- Tak, to tu ! - ucieszył się malec. Po chwili jednak posmutniał i zwrócił się do chłopaka. - Czy jeszcze kiedyś pana spotkam?
- Oby nie. - Powiedział Jandan z papierosem w ustach. - Leć do domu. Rodzice pewnie się martwią.
Chłopiec nie wyglądał na zadowolonego z takiej odpowiedzi. Zielonożółte oczy błyszczały jakby zaraz znowu miały wypuścić z siebie wiadra łez. - Bardzo Panu dziękuje. - i poszedł w stronę domu.
 - Nie ma za co. - powiedział i wrzucił niedopałek do kałuży.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 4

No tego, naipsałm coś nowego XD Nie kazałm czekeać długo, nie ?
No w sumie to mam dla was jeszcze bonusa, o ile się wam spodoba.

Więc : Mam koleżankę, która rysuje, ma w wyobraźni swoje postacie i sobie to rysuje. No i opisała całą ich historię od poczetku. Od razu mówię, że chodzi tutaj o geji ( tak kto normalny wyobraża sobie geji .. ale ok (y) ) XD No i teraz jest tak, że ja bym tu wstawiła takiego jakby Feldanowego (Felix x Jandan) prologa wy ocenicie i powiecie czy chcecie dalej. Narazie dajcie znać czy chcecie prolog ;-;
Poczekam na odpowiedź :D

No a co do mojego opowiadania.. to cieszcie się wyczekiwanym momentem XD Sielanka nie trwa długo ^^ Wy czytajcie a ja idę pisać <3

ten rozdział jest połową ... dlatego może krótki ... ale nie będzie tyle szczęścia naraz , ni ;-; 

A no i jeszcze bym zapomniała... Rodział dla Julki <3

Zapraszam :

~Till


Rozdział 4


Z każdym krokiem było coraz ciemniej. Nie wiedziałem dokąd idę i po co. Cały czas szukałem wzrokiem wstążki, która frunęła od pnia do pnia prowadząc mnie przez labirynt drzew. Nigdy nie byłem w tym lesie tak daleko, gdybym zgubił teraz wstążkę, raczej bym nie wrócił. Ale ona cały czas prowadziła mnie i czekała, aż zbliżę się po czym odlatywała do następnego drzewa.
Po około piętnasto minutowym spacerze dotarłem do celu.
Stałem przed  wielką rezydencją. Była zniszczona; niektóre ściany były już tylko kupką gruzów, przez co widać wnętrze domu (phi, domu… WILLI). Ale i tak zapierała dech w piersi.
Ogromne okna teraz były pozabijane deskami. Drogę do drzwi prowadziła szeroka, żwirowa droga, która kończyła się rondem pod samymi schodami. Widać, że ogród był kiedyś pielęgnowany, ale czas zrobił swoje, a gąszcz krzewów dodawał tajemniczości całej posiadłości.
Nie wiedziałem po co ta czerwona wstęga mnie tu przyprowadziła. Nie było tu żywego ducha.
Szelest tego głupiego skrawka materiału nad moim uchem wyrwał mnie z rozmyślań. Wstążka przeleciała nade mną i w plątała się w pręty bramy. Brama też była niczego sobie.
Delikatnie pchnąłem wrota, które ustąpiły z głośnym skrzypnięciem. Mój przewodnik poleciał pod same drzwi rezydencji. Jednak moją uwagę przykuła skrzynka na listy. Stała w połowie drogi, po prawej stronie. Tylko, że nie pasowało mi jedno. Dlaczego ta mała chorągiewka, informująca o nowej poczcie była podniesiona do góry ?
Otworzyłem skrzynkę i moim oczom ukazał się drobny pakunek. Wyglądał jak paczka, ale nie było na nim ani znaczka, nadawcy czy adresata. Po prostu zwykły kartonik opakowany w brązowy papier i przewiany sznurkiem.
Usłyszałem sowę. Przeszedł mnie dreszcz i ogarnęła mnie chęć ucieczki z tego miejsca, jednak ciekawość zwyciężyła.
Trzymając w ręku paczkę, ruszyłem stronę willi. Jedynym odgłosem w tej chwili był żwir trzeszczący moimi nogami i szelest wstążki, do której z każdym krokiem się zbliżałem. Pokonałem ostatnie kilka metrów naprawdę żółwim tempem. Nie bałem się, co to to nie, ale jednak coś mnie hamowało. Stanąłem przed drzwiami. Na klamce wisiała wstążka. No to chyba będę musiał tam wejść.
Przekręciłem gałkę i wszedłem do środka. Kolejny raz tego dnia zabrakło mi słów.
Moim oczom ukazał się hall. Wieli na miarę Sali balowej. Panował tu pół-mrok. Światło wpadające przez różne, małe szczeliny oświetlało drobinki kurzu wirujące w powietrzu. To wszystko było tak nierealne. Stałem w progu przypatrując się wszystkim detalom; wielkim schodom; idealnie ułożonej mozaice; żyrandolowi, którego kamienie puszczały na ściany liczne ‘zajączki’. Tu musiało być tak pięknie. Nawet teraz czuję magię tego miejsca. Wielka rezydencja położona w środku lasu… ahh. Zawsze to było moim marzeniem.
Postanowiłem pozwiedzać. Poszedłem na górę i otworzyłem pierwsze, lepsze drzwi. Kurde no, większego łóżka chyba nigdy nie widziałem. Zdecydowanym krokiem podszedłem i rzuciłem się na fioletowy materac, schowany pod baldachimem z ciężkiego materiału.
Ten dom jest jak z bajki. Mieszkać tu z ukochanym, w lesie, odcięci od świata. I jeszcze te łóżka, w których kochalibyśmy się do białego rana…
‘Lambert, nie czas na sprośne myśli.’
No tak, przecież leżę na starym łóżku w opuszczonym domu i myślę jakby to było pieprzyć się ze moim kochaniem, którego swoją drogą jeszcze nie znalazłem. To nie był czas na fantazjowanie.
Podparłem się na łokciu i rozejrzałem po pokoju. Wszystko było w kolorze fioletowym … nawet meble. Wysunąłem szufladę. No tak jak się mogłem spodziewać; nie było tu nic, tak jak pewnie w reszcie szafek w tym pokoju. Mój wzrok przykuła toaletka, też w kolorze fioletowym. Miała piękne, duże lustro, ozdobione kilkoma, okrągłymi lampami. Przy niej stało krzesło, obite (jak się można było domyślić) na fioletowo, z wysokim oparciem i podłokietnikami. Wstałem z łóżka i usadowiłem się na nim. Hmm…całkiem wygodne.
- Co tu robisz ? – usłyszałem nieznany, męski głos.
Automatycznie wstałem i obróciłem się w stronę mężczyzny. Przede mną stał niski blondyn. Miał długą grzywkę opadającą na, tak mi się wydaje, brązowe oczy. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. Rozchyliłem usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył.
- Co tu robisz ? – powtórzył przez zaciśnięte zęby.
- Ja… no bo… poszedłem na spacer i … yyy… myślałem, że tu nikogo nie ma. A ty co tu robisz. ? – HA ! przecież ten dom jest opuszczony, więc co on tu robi, hę.
- To było kiedyś moje.
- Co ? Ale jak to, przecież …? – nie pozwolił mi dokończyć
- Skąd to masz ? – wskazał na paczkę w mojej ręce.
- Była w skrzynce przed domem.
Usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach. Nie wiedziałem o co chodzi…
- Dobra… A teraz powiedz jak naprawdę się tu znalazłeś.
No i co ja mam teraz powiedzieć ? Że poszedłem za kawałkiem materiału … ? Trudno, najwyżej weźmie mnie za debila.
- Eee… No bo, może to głupio zabrzmi, ale przyprowadziła mnie tu czerwona wstążka. – na te słowa zaśmiał się cicho.
- Dużo już dostałeś takich paczek, listów lub innego szajsu ?
- Nie. To pierwsza i ją znalazłem – podkreśliłem – a nie dostałem.
- Co za różnica ? – wzruszył ramionami – A powiedz mi od czego się zaczęło, od kiedy „znajdujesz” dziwne rzeczy ?
Kurde, co się dzieje. Stoję jak pacan i odpowiadam na każde jego pytanie, jak na spowiedzi. Co on ma, że potrafi tak zdominować ludzi. No przecież, cholera, nawet niższy jest.
- Od kiedy znalazłem w lesie klamrę.
Teraz już pachnął śmiechem i wstał, podchodząc do komody. Wyciągnął z niej zdjęcie.
- O taką klamrę ? – zapytał pokazując mi zdjęcie.. ja pierdole ! To była Lizbeth z moją ciocią.
- Niech zgadnę” zniknęła ? Co nie ?
- Skąd masz zdjęcie mojej cioci … Ta po lewej to moja ciotka Helen.
- Wiesz, ta po prawej to moja ciocia Lizbeth – zszokowało mnie – Jestem Tommy Joe Ratliff. Miło mi. – Uśmiechnął się … Jezu, jaki to był słodki uśmiech.
‘Nie Lambert, nie teraz.’
- Czekaj nie rozumiem. – tak, każdy to wie, ja nie ogarniam za dużej ilości informacji na raz.
- Usiądź – westchnął wskazując łóżko – wszystko ci wyjaśnię.
No to posłusznie usiadłem i czekałem co ma mi do powiedzenia.
- No to  tak: Lizbeth była moją ciocią… ale po śmierci mojej matki, zastąpiła mi ją. Często wyjeżdżała i po prostu, któregoś razu, jak musieliśmy się stąd wyprowadzić, nie wróciła. Wszyscy mówili, że zaginęła tutaj, więc przyjechałem, żeby ją odnaleźć lub dowiedzieć się co się stało. Jak widać chyba to drugie, bo tutaj nikogo nie ma. Koniec. – ostatnie słowo wyrwało mnie z otępienia. Słuchałem jak zahipnotyzowany. Nie wiem czemu czułem, że mogę mu zaufać, więc …
- Jak chcesz mogę ci to dać, może ci pomoże, w końcu znalazłem to tu. A może potrzebujesz pomocy ? – zaproponowałem.
- Dzięki … ?
- Adam. Adam Lambert.
- No to dzięki Adam, ale na razie sobie radzę. Może kiedyś skorzystam. Wiem gdzie mieszkasz.
- Eh… to może ja już pójdę.
- Jak chcesz to zostań. Rozłożyłem się w najmniej zniszczonym pokoju na końcu korytarza, chodź.
- Ok.
I tak o to teraz szedłem za Tommy’m, który nie ukrywając, strasznie mi  się podobał i wiedziałem, że mogę mu powiedzieć wszystko – takie moje pierwsze wrażenie.