sobota, 25 maja 2013

Feldan: Rozdział 1

Hej <3 Dziś przybywam do was z odcinkem Aerie. 

Tak odemnie dodam tylko ... lubcie Tommy'ego i Briana, nie ? 
To patrzcie to  : ich wspólna praca <3 Ja i Aerie jak narazie mamy małe uzależnienie od tej piosneki . 
Tommy Joe Ratliff & Brian London - Drinks on my. 
Ja nie wiedziałam, że on tak śpiewa *u*  No ale nie przedłużam. 

Miłego czytania <3

~Till




Rozdział 2
                                                                                    *
Elfka niepewnie pociągnęła za klamkę furtki. Gdy przechodziła przez wieki ogród poczuła wyrzuty sumienia.
„Nic tu się nie zmieniło…”- pomyślała
Kiedy weszła do domu uderzył ją znajomy sapach suszonych kwiatów i starych książek.
-Jandan?- Zapytała nieśmiało- Wiem że tu jesteś… Ja… Chciałam porozmawiać.
Dziewczyna po cichu przechodziła przez pokoje. Wszystkie rzeczy pokryte były cienką warstwą kurzu. Elfka weszła na piętro gdy naglę uchyliły się jedne z drzwi znajdujące się na końcu korytarza.
Jandan stanął w progu i posłał Dziewczynie delikatny uśmiech
-Dawno się nie widzieliśmy- powiedział swoim melodyjnym głosem- Powoli zaczynałem już nawet tęsknić…
Elf podszedł powoli do dziewczyny i przytulił ją delikatnie.
-Jandan…?- zapytała niepewnie
-Tak…?
-Myślałam że mnie nie cierpisz…
Chłopak westchnął cicho i opuścił ręce.
-Tak, to… prawda…- powiedział z namysłem. Był bardzo chudy i przeraźliwie blady jakby od miesięcy nie był na dworze. Jego rysy twarzy wyostrzyły się a oczy zchłodniały. Długie ciemne włosy sięgały mu do pasa. Wyglądał zupełnie inaczej niż zapamiętała go te osiemnaście lat temu. Ale na swój sposób stał się może nawet ładniejszy…- Napijesz się może herbaty…? Albo kawy, jak wolisz.
-Poproszę herbaty.
-Miętowej?
Szantin uśmiechnęła się – Tak…
                                                                                   **
Durze zielonożółte oczy wypełnione były po brzegi łzami. Należały one do 26 letniej Joanny która pomagała matce w kuchni.
-Ale to takie nie sprawiedliwe… -mamrotała cicho- Dlaczego oni muszą jechać…?
-Taki jest już ich obowiązek… Mężczyźni od zawsze walczą na wojnie…- tłumaczyła powoli matka.
-Ja wiem… ale… Felix… Obydwie wiemy że on tam nie pasuje… Po prostu nie da rady!
-Dzięki siostrzyczko!- W drzwiach stał młody chłopak. Był wysoki i dobrze zbudowany, miał śliczną buzię której uroku nadawały wielkie zielonożółte oczy- Bardzo mi pomagasz… Jest coś do jedzenia??
-TY TO MASZ WYCZUCIE CHWILI-Wycedziła z oburzeniem starsza siostra.
-Tak wiem, jestem straszny. Mamo, jest coś?
- W lodówce jest Cebulowa z wczoraj odgrzej sobie kochanie- powiedziała z troską w głosie matka krzątając się po kuchni.
-OOOooooo… okej, dzięki…
- Najedz się, najedz jutro czeka nas długa droga…- Wtrącił się nagle starszy mężczyzna siedzący przy kuchennym stole- Pobudka o piątej rano. Służba nie drużba!- dodał machając dwoma szarymi kopertami z których sterczały wezwania do wojska.
                                                                                   ***
-Jandan…- zaczęła lekko drżący głosem- przecież wiesz jak bardzo mi przykro… Ja… Proszę Cię… daj mi jeszcze jedną szanse… Przez te wszystkie lata nie było nawet dnia żebym o tobie nie myślała… i nie żałowała…- Elf zdawał się powoli zastanawiać- A poza tym… Słyszałam o tym… Co mówiłeś… O tym co wtedy między nami zaszło… Naprawdę nie musisz się tym tak przejmować… Ja już dawno Ci to wybaczyłam… Myślę że teraz twoja kolej.- Dodała uśmiechając się krótko i chwytając chłopaka za rękę.
Siedzieli tak przez parę chwil w milczeniu
-Powiedziałaś o tym Anomenowi?
-Nie…
-Heh… Nic się nie zmieniłaś…- Powiedział z rozbawieniem Jandan- Dalej jesteś tą samą puszczalską żmiją.
Policzki Szantin pokryły się lekkim rumieńcem
-A ty za to dalej jesteś Bezwzględnym burakiem! -krzyknęła wyrywając rękę z lekkiego uścisku
-Nom…
-Ile lat będziesz chował urazę?
-Tyle ilu facetów cie przeleciało. - odparł z przekąsem elf
Dziewczyna zerwała się na równe nogi
- Dziwisz mi się ?! Bałam się Ciebie ! Ty… ty nie byłeś sobą… tylko jakimś potworem!
Jandan również wstał, wyglądał jakby chciał coś powiedzieć ale tyko patrzył. Wpatrywał się w Nią smutnym wzrokiem.
- O… niemiło co? Nie podoba się Wielkiemu Panu kiedy ktoś wreszcie nazwie rzecz po imieniu.
Elf spuścił pokornie głowę i powiedział spokojnie:
Wyjdź z tond po prostu, proszę.
Szantin posłała mu jeszcze tyko jadowite spojrzenie i obróciła się na pięcie.
Kiedy zamykała furtkę minęła się z listonoszem który właśnie wkładał do skrzynki szarą kopertę.

                                                                                                                                     -Aerie

PS. Chciałam tylko usprawiedliwić Jandana nie będzie on taki nadęty przez cały czas… proszę dać mu chwilę... Albo lepiej dwie… To samo tyczy się całego tekstu .___.

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 5

Ja wiem, że zginę za te długie przerwy . Ale się postarałam i jest ... chyba dłuższy niż poprzednie . c:

Akcja w czasie obiadu tworzona za pomocą Aerie. Ona jadła i tak gadała ;-; Wybaczcie głupote XD

Mam dla was dwa linki. Te piosenki w sumie mnie zmowtywowały, też od Aerie :

https://www.youtube.com/watch?v=kicrUIwDxB4

&

https://www.youtube.com/watch?v=GxDwGuwkZyQ
(sorki tylko jeden odsyła do YT ;-;)

Mam nadziję, że się spodoba.
A cały odcinek dedykuję Kirici ... Mam nadzieję, że nie zginę <3
 Komentujcie !

~Till.

Roizdział 5


- Robi się ciemno, to ja już pójdę. – powiedziałem siedząc na wielkim łóżku tuż obok Tommy’ego.
- A może jeszcze tu kiedyś wpadniesz, hmm ? – zaproponował i uśmiechnął się słodko.  On jest taki ładny, miły, a najlepsze jest to, że dogadujemy się jakbyśmy się znali od lat.
- Jasne, wiesz gdzie mieszkam. – uśmiechnąłem się ciepło i zsunąłem z łóżka.
- Oczekuj mnie – powiedział śmiejąc się tuż za moimi plecami.
- Nie mogę się doczekać – odpowiedziałem równie radośnie i odwróciłem się w stronę blondyna. – No to ja idę. Sam się mam odprowadzić czy zaszczycisz mnie swoją obecnością ?
- Eee… duży jesteś, sam dasz rad, mi się nie chce. Wiesz przecież, że tylko tu jest ciepło.
No tak , tylko ten pokój był ciepły… a ja musze iść teraz ciemnym lasem.
- A tak w ogóle, jak wrócę ?
- Po lewej masz ścieżkę, prowadzi na wasz podjazd. No chyba, że wolisz iść za wstążką, ona pójdzie przez gęsty las. – w jego głosie słychać było swoiste wyzwanie. O nie, nie dam się podpuścić.
- Wybiorę ścieżkę, dzięki.
- Okey. Żegnaj panie Lambert, i do zobaczenia – puścił mi perskie oko i zapalił dwie świece.
Machnąłem ręką i wyszedłem na zimny korytarz.

**

Tommy miał rację, z lewej strony tego wielkiego domu, była wąska ścieżka. Dojście do domu zajęło mi jakieś piętnaście minut.
Gdy tylko zdjąłem buty zachciało mi się ciepłej czekolady. Tak, a potem ciepły prysznic.
Jeśli wierzyć mikrofalówce to jest już po 23 więc jak najciszej ruszyłem schodami do góry.
Uwielbiam siebie za moją przebiegłość. Gdyby nie ona pewnie zawsze musiałbym kłócić się z Neilem o pokój z łazienką. Ale  ja jestem mądrzejszy i zawsze dzwonie do cioci i pokój jest już dla mnie rezerwowany, a mój brat nie ma nic do gadania. Dzięki temu mogę teraz dumie pomaszerować do mojej WŁASNEJ łazienki i wziąć ciepły prysznic.

Gdy pierwsze krople zmoczyły moje nagie i ciepłe ciało poczułem się odprężony i senny. Jedyne o czym marzyłem to położyć się na stertę poduszek leżących na tym wielkim łóżku … jak tej willi. No, ale niestety ciotka w takich nie gustuje. I mam zwykłe dwuosobowe łóżko; nie narzekam, mi wygodnie, druga osoba też się zmieści jeśli będzie taka potrzeba.
Prysznic w połączeniu z czekoladą dale moc usypiania. Spłukałem z siebie pianę i wyłączyłem wodę. Owinąłem ręcznikiem, dokładnie wycierając. Wskoczyłem w bokserki i …  pirdolę; bez koszulki zanurzyłem się pod kołdrą.

**

Cóż za świetny poranek ! Zero budzenia w nocy, zero pobudek o 8. Chyba pierwszy taki dzień od… Właśnie od kiedy ? Pomieszkuję już tu od około miesiąca. Wróciłbym do L.A., ale czekają mnie jeszcze jedne święta. Tak, do Wielkanocy będę tu mieszkał. Trudno.
Wyczołgałem się z łóżka i poczłapałem do łazienki. Chyba nigdy nie wyglądałem na tak wyspanego. po prawie 12 godzinach snu, wyglądałem jak nowo narodzony. Idealnie. Ułożyłem włosy i zacząłem grzebać w kosmetyczce. Nie znalazłem pudru, ale coś znacznie ciekawszego. Listy. Praktycznie o nich zapomniałem. Odłożyłem je na umywalkę i zacząłem dalej szukać pudru. Nie przeczytam ich teraz, bo i tak jestem już spóźniony na obiad. A tak w ogóle powinienem je oddać Tommy’emu. Jeśli dotyczą one jego cioci no to może mu pomóc.
 Wyszedłem z łazienki i wsunąłem listy pod materac. Szybkim krokiem skierowałem się do drzwi i zszedłem do jadalni. Na stole stał wielki półmisek z rybą. Egh. Mój cudowny poranek właśnie się skończy.
- Adasiu ile zjesz ziemniaczków ? – zapytała troskliwie ciocia – No i rybę też zjesz.
NIE. NIE CHCĘ RYBY. Ja mam to zjeść ?
Nałożyłem najmniejszy możliwy kawałek  i zabrałem się do jedzenia… ziemniaków.
- Adam. Zjedz ta rybę.
Przesunąłem widelcem po jedzeniu.
- Ale… ona się na mnie patrzy.
- Jak się może na ciebie patrzeć. Oczy zostały w kuchni.
W tym momencie coś przewróciło mi się w żołądku.
- Ona się na mnie patrzy swoim wewnętrznym wzrokiem … ty się nie znasz.
Blech. Nie lubię ryb, no chyba, że są to paluszki rybne. Tam przynajmniej nie ma ości.
Dokończyłem obiad, starając się utrzymać minę „tak, ciociu smakuje mi”. Chyba uwierzyła, bo już do końca nie zwracała na mnie uwagi. Popiłem wszystko kompotem i wstałem od stołu. Zabrałem talerz i zaniosłem do kuchni. Nalałem sobie jeszcze trochę kompotu. Dobry był, nie czułem smaku ryby przynajmniej. Ruszyłem do pokoju. Teraz będę mógł spokojnie przejrzeć te listy. Mam nadzieję, że to zwykłe pocztówki i dokumenty. Usiadłem na łóżku wyciągając koperty. Rozpakowałem jedną.

                                                                                        22.02.1984 r. Barcelona

Droga Helen!
Jestem w Barcelonie ! Nie wierze w to, że zeszłam tak daleko. Dziękuję Ci, bo to też Twoja zasługa. Jest tu cudownie, chciałbym żebyś tu była. Jak wrócę mam dla Ciebie … „

- Adam !
Kurwa.
Szybko schowałem listy przed ciocią.
- Chodź chcę z Tobą porozmawiać, zrobiłam kawę.
- A o czym gadać ?
Ruszyłem za ciocią do kuchni . Na stole już stał duży kubek kawy dla mnie i obok dla cioci.
- Słucham ?- spytałem siadając na wysokim krześle przy blacie.
- Chciałam z tobą porozmawiać tak ogólnie. Jak tam w ci się żyje w L.A. ?
- Dobrze. Kiedyś was zaproszę jak już się na dobre urządzę.
- A co u twoich przyjaciół. Bo tu nie na razie nikogo nie widziałam.
- Bo tu nie mam znajomych – kocham takie rozmowy – W L.A. mam znajomych i przyjaciół. Ale tu nikt nie mieszka.
- No tak… To racja. – zapadła chwilowa cisza… - Co u Brada ? - … przed burzą – Jak wam się układa? Nadal jesteście razem ?
- Nie – odpowiedziałem cicho, spuszczając głowę.
- A co się stało, kochanie ? – położyła mi dłoń na ramieniu.
- Nic się nie stało, przestaliśmy się dogadywać, Okey ? – nie czaiłem o tym rozmawiać, to nadal było zbyt świeże.
- Dobrze, dobrze … - uśmiechnęła się ciepło.
Już myślałem, że to koniec przesłuchania. Ale się myliłem.
- Czemu wczoraj wróciłeś tak późno ?
- Byłem u kogoś – przed chwilą mówię, że tu nikogo nie znam, a teraz że byłem w gościach do 22. Logika Lamberta.
- Ale mówiłeś, ze tu nie masz znajomych.
- Tak. Do wczoraj.
- A kogo poznałeś ?  Może Lucy …
- Nie ciociu – przerwałem jej – to nie żadna Lucy . Poznałem Tommy’ego. – uśmiech od razu zszedł jej z twarzy.
- Tommy’ego. Ratliffa. ?
- Tak. Poszedłem na spacer i go spotkałem. Miły jest, może kiedyś tu wpadnie.
- Adam. Słuchaj, wolałbym żeby on tu nie wpadła i ty do niego też nie. Lepiej się z nim nie spotykaj.
- Co ? Czemu ? – patrzyłem na nią jak na debila.
- Mieszkam tu dłużej. Czasami tu bywa. I …eh. No proszę cię: spotykaj się z nim. Jak tu jest to mówi coś o tym, że „on istnieje”. Nie wiem o co mu chodzi; „on tu wróci”. Zachowuje się dość psychicznie i wolę żebyś nie utrzymywał z nim kontaktu.
Serio mnie wryło. Jak z nim rozmawiałem wczoraj, mnie wydawał się być psychiczny. Nawet bym tak nie pomyślał.
- O… Okey. Dzięki za przestrogę. -  uśmiechnąłem się słabo.
- Proszę . A słyszałeś…
Wyłączyłem się. Nie miałem ochoty słuchać tych wszystkich okolicznych ploteczek.

**

Jest już po 22. Położyłem się do łóżka biorąc ze sobą książkę. Uwielbiam takie wieczory; herbata, Stephen King i ciepłe łóżko. Ten dzień miło się zaczął, ale został zniszczony przez głupie pytanie ciotki.
„Co u Brada?”
Nie rozmawiałem z nim od wyjazdu. Obiecaliśmy, że utrzymamy kontakt, chociaż jako przyjaciele. Jednak żaden z nas się nie odezwał od tego pamiętnego dnia. To nadal jest świeże. Muszę o nim zapomnieć. Wiem, że go już nie kocham, ale też nie jest mi tak łatwo o nim zapomnieć. Westchnąłem głośno. Te wszystkie chwile, byliśmy ze sobą tak długo.
Nagle coś zapukało do okna. Kto o tej porze puka i to w okno. Narzuciłem porannik i otworzyłem.
To był …
- Ej , Lambert, mam się wspinać jak Romeo czy wpuścisz mnie drzwiami ?
… Tommy.
- Y… - pomyślałem o rozmowie z ciocią  - Jasne – pierdole to.
Przekręciłem klamkę zamykając okno. Ruszyłem do drzwi wejściowych.  Cichutko na palcach zbiegłem po schodach i otworzyłem drzwi. Na progu stał uśmiechnięty blondyn.
- Co ty tu robisz ?
- Hej. Też miło cię widzieć Adam. – wszedł i poklepał mnie po ramieniu.
- Tak tak .. cześć. – odpowiedziałem
- Wpadłem bo mam ci coś do pokazania.
- To może najpierw kawa? – spytałem wskazując na kuchnię.
- Zawsze.- odpowiedział i ruszył we wskazanym kierunku.
Gdy trafiliśmy do kuchni spytałem – Latte ?
- Czytasz mi w myślach, przerażasz mnie.
- To dopiero początek.
Zrobił duże oczy ale po chwili szeroko się uśmiechnął .

- Tylko cicho, słoniku. – powiedziałem do Tommy’ego, który właśnie łapał równowagę, bo potknął się o pierwszy stopień. Podniósł głowę i uśmiechnął się jak małe dziecko. – Jest OK. Trzymam pion, Panie Lambert. Postaram się nie hałasować – wyminął mnie.
Weszliśmy do pokoju.
- No ale, sprzątać to ty chyba nie lubisz, co ?
- Wybacz, ale miałem zamiar iść spać – wskazałem na mój porannik.
- Oj tam. – machnął ręką.
- To jaką nowiną chciałeś się ze mną podzielić ?
- No bo  - usiadł na łóżku – dałeś mi tą paczkę.
-  Nooo… -  nie wiedziałem do czego zmierza.
- No to tam była kaseta. Musisz to zobaczyć …

niedziela, 5 maja 2013

Feldan Prolog

No to ja wam chyba będę kazała czekać na 5 ... bo nie napisałam nic poczas majówki ;-; Ale zaczyna się rutyna szkolna to wróci i rutyna pisania... zobaczymy co z tego będzie.
Dziękuję za komentarze.
Dziś spotkam się z Moritz to omówimy dokładniej ciąg dalszy wydarzeń w moim opowiadaniu. Może pojawi się w tym tygodniu, tak na pocieszenie po majówce :3

Chciałabym coś sprostować. Mam wrażenie, że myślicie, że ten 'Feldan' będzie moim opowiadaniem. Nie. Jest opowiadaniem mojej koleżanki. c:

No to ja nie przedłużam. Komentucie. Krytykujcie. Oceniajcie. <3

~Till
___________

Cześć, wita się z wami Aerie. Jestem na tej stronie, że tak się wyrażę gościnnie… Till zaproponowała mi zamieszczenie mojego opowiadania na swojej stronie. Bardzo dziękuję za potwierdzenia i prośby o prolog… mimo tego, że co niektórzy myśleli że jest on autorstwa Till.
Więc… w przeciągu ostatniego roku napisałam pewną historie, zaczęłam ją wymyślać już parę lat temu… Ale opisuję tylko fakty które zdarzyły się… cóż… Dokładnie rok temu… (Matko ile razy użyłam przed chwilom słowa „rok?” Dobra, co mi tam…) Pierwsze rozdziały różnią się jakością od tych nowszych,są trochę niezgrabnie napisane, ale postaram się to jakoś naprawić. Z niecierpliwością czekam na komentarze i jakieś opinie, jestem otwarta na pochwały i krytykę, mam nadzieję że Felix i Jandan zrobią na was pozytywne wrażenie.
Aerie


Prolog


*

Drzwi sypialni skrzypnęły cicho. Do pokoju ktoś wszedł, mężczyzna. Stanął w progu i zamarł. Pomieszczenie wypełniał zapach alkoholu i słodki aromat perfum. Podszedł więc na palcach do łóżka, usiadł koło śpiącej tam dziewczyny. Obok niej drzemał jakiś chłopak. Elf spojrzał na niego.
- Wysoki, wytatuowany, brodaty do tego… człowiek …? - wymamrotał pytającym tonem – Naprawdę zaczynasz się staczać, ukochana… - dodał przykrywając nagą Elfkę kocem - trochę szacunku do samej siebie, nie wspominając… o mnie.
Przechylił głowę w bok i przez krótką chwile wpatrywał się w dziewczynę. Chłopak miał urocze niezapominajkowe oczy, w jednej sekundzie wszystko jakby w nich zgasło, zszarzało. Chwilę gładził blady policzek dziewczyny.
- Cóż… miłej nocy Szantin - uśmiechnął się i delikatnie ją pocałował.

**

- Mamo! Mamo, gdzie jesteś ?! – krzyczał sześcioletni rudowłosy chłopiec. Pech chciał że zgubił się w największym mieście w kraju. Zaczął biec a łzy same napływały mu do oczu. Znajdował się w części miasta której w ogóle nie znał. - Mam…!
Łup! - wpadł na kogoś. To był mężczyzna, elf. Miał długie ciemne włosy i niesamowicie błękitne oczy. Wpatrywał się w chłopca z nieskrywanym zainteresowaniem.
- Nic ci nie jest ? - zapytał z niewiarygodną troską. – W tej części miasta nie powinni kręcić się ludzie, a szczególnie w tak młodym wieku. Co tutaj robisz ?
- Z-zgubiłem się! - wydukał dławiąc się we własnych łzach chłopiec.
- Serio? – powiedział elf z rozbawieniem. Podał chłopcu chusteczkę higieniczną -Wytrzyj twarz.
Malec  wziął chusteczkę do rąk i zaczął ją miętosić. Długo włosy chłopak uniósł jedną brew i spojrzał na dziecko z niepokojem.
- Eeeeh… Pomóc Ci znaleźć mamę?...
- TAAAAAAAAAAAAAAK!!! BARDZO PANA PROSZĘ !!! - wybuchnął chłopiec rzucając się na zupełnie obcego faceta i przytulając się do niego.
- Em… no tak. - szapiczastouchy odsuną od siebie chłopca i kucnął tak aby być z nim na równi wzrokiem. - Mieszkasz w tym mieście ?
- T-tak proszę pana…
- A jak masz na imię ?
- F-felix Jonson…
Widać było że mężczyzna jest zaskoczony. Po chwili jednak założył swoje imponująco długie włosy za swoje równie imponująco długie uszy i powiedział:
- Widzę że mam do czynienia z dzieckiem ludzkiej szlachty. - posłał mu pełne szacunku spojrzenie i uśmiechnął się - Nie będziemy mieli problemu w znalezieniu twojego domu. A teraz wytrzyj twarz. - i podał chłopcu kolejną chusteczkę.

***

- Doszliśmy już do dzielnicy ludzi… Trafisz do domu? - elf niepewnie spojrzał na dziecko.  Felix decydowanie nie miał miny mówiącej „Tak , oczywiście że tam dojdę !” - No dobra, to idziemy dalej…
- Jesteś ładny.
- Co ?- zdziwił się chłopak lekko zbity z tropu.
- Jesteś ładny. I miły też. - powiedział beztrosko chłopiec patrząc prosto w zimne niebieskie oczy. - Tata mówi że elfy to paskudne skurwiele, oszuści i dziwki, ale ty na pewno jesteś inny !
- Dziecko, czy ty wiesz co oznaczają słowa które mówił twój tata? - zapytał przyspieszając kroku lekko się czerwieniąc.
- Nie.
- … Tak myślałem… Nie mów tak na drugi raz. To są bardzo… nieładne słowa.
- Dobra. A jak ty się nazywasz ?
- Jandan…
- Jandan?... Dziwne imię…
- Tak istotnie. Czy to twój dom ? - zapytał długouchy wskazując na całkiem pokaźną wille.
- Tak, to tu ! - ucieszył się malec. Po chwili jednak posmutniał i zwrócił się do chłopaka. - Czy jeszcze kiedyś pana spotkam?
- Oby nie. - Powiedział Jandan z papierosem w ustach. - Leć do domu. Rodzice pewnie się martwią.
Chłopiec nie wyglądał na zadowolonego z takiej odpowiedzi. Zielonożółte oczy błyszczały jakby zaraz znowu miały wypuścić z siebie wiadra łez. - Bardzo Panu dziękuje. - i poszedł w stronę domu.
 - Nie ma za co. - powiedział i wrzucił niedopałek do kałuży.