No w sumie to mam dla was jeszcze bonusa, o ile się wam spodoba.
Więc : Mam koleżankę, która rysuje, ma w wyobraźni swoje postacie i sobie to rysuje. No i opisała całą ich historię od poczetku. Od razu mówię, że chodzi tutaj o geji ( tak kto normalny wyobraża sobie geji .. ale ok (y) ) XD No i teraz jest tak, że ja bym tu wstawiła takiego jakby Feldanowego (Felix x Jandan) prologa wy ocenicie i powiecie czy chcecie dalej. Narazie dajcie znać czy chcecie prolog ;-;
Poczekam na odpowiedź :D
No a co do mojego opowiadania.. to cieszcie się wyczekiwanym momentem XD Sielanka nie trwa długo ^^ Wy czytajcie a ja idę pisać <3
ten rozdział jest połową ... dlatego może krótki ... ale nie będzie tyle szczęścia naraz , ni ;-;
A no i jeszcze bym zapomniała... Rodział dla Julki <3
Zapraszam :
~Till
Rozdział 4
Z każdym krokiem było coraz ciemniej. Nie wiedziałem dokąd
idę i po co. Cały czas szukałem wzrokiem wstążki, która frunęła od pnia do pnia
prowadząc mnie przez labirynt drzew. Nigdy nie byłem w tym lesie tak daleko,
gdybym zgubił teraz wstążkę, raczej bym nie wrócił. Ale ona cały czas
prowadziła mnie i czekała, aż zbliżę się po czym odlatywała do następnego
drzewa.
Po około piętnasto minutowym spacerze dotarłem do celu.
Stałem przed wielką
rezydencją. Była zniszczona; niektóre ściany były już tylko kupką gruzów, przez
co widać wnętrze domu (phi, domu… WILLI). Ale i tak zapierała dech w piersi.
Ogromne okna teraz były pozabijane deskami. Drogę do drzwi
prowadziła szeroka, żwirowa droga, która kończyła się rondem pod samymi
schodami. Widać, że ogród był kiedyś pielęgnowany, ale czas zrobił swoje, a
gąszcz krzewów dodawał tajemniczości całej posiadłości.
Nie wiedziałem po co ta czerwona wstęga mnie tu
przyprowadziła. Nie było tu żywego ducha.
Szelest tego głupiego skrawka materiału nad moim uchem
wyrwał mnie z rozmyślań. Wstążka przeleciała nade mną i w plątała się w pręty
bramy. Brama też była niczego sobie.
Delikatnie pchnąłem wrota, które ustąpiły z głośnym
skrzypnięciem. Mój przewodnik poleciał pod same drzwi rezydencji. Jednak moją
uwagę przykuła skrzynka na listy. Stała w połowie drogi, po prawej stronie.
Tylko, że nie pasowało mi jedno. Dlaczego ta mała chorągiewka, informująca o
nowej poczcie była podniesiona do góry ?
Otworzyłem skrzynkę i moim oczom ukazał się drobny pakunek.
Wyglądał jak paczka, ale nie było na nim ani znaczka, nadawcy czy adresata. Po
prostu zwykły kartonik opakowany w brązowy papier i przewiany sznurkiem.
Usłyszałem sowę. Przeszedł mnie dreszcz i ogarnęła mnie chęć
ucieczki z tego miejsca, jednak ciekawość zwyciężyła.
Trzymając w ręku paczkę, ruszyłem stronę willi. Jedynym
odgłosem w tej chwili był żwir trzeszczący moimi nogami i szelest wstążki, do
której z każdym krokiem się zbliżałem. Pokonałem ostatnie kilka metrów naprawdę
żółwim tempem. Nie bałem się, co to to nie, ale jednak coś mnie hamowało.
Stanąłem przed drzwiami. Na klamce wisiała wstążka. No to chyba będę musiał tam
wejść.
Przekręciłem gałkę i wszedłem do środka. Kolejny raz tego
dnia zabrakło mi słów.
Moim oczom ukazał się hall. Wieli na miarę Sali balowej.
Panował tu pół-mrok. Światło wpadające przez różne, małe szczeliny oświetlało
drobinki kurzu wirujące w powietrzu. To wszystko było tak nierealne. Stałem w
progu przypatrując się wszystkim detalom; wielkim schodom; idealnie ułożonej
mozaice; żyrandolowi, którego kamienie puszczały na ściany liczne ‘zajączki’.
Tu musiało być tak pięknie. Nawet teraz czuję magię tego miejsca. Wielka
rezydencja położona w środku lasu… ahh. Zawsze to było moim marzeniem.
Postanowiłem pozwiedzać. Poszedłem na górę i otworzyłem
pierwsze, lepsze drzwi. Kurde no, większego łóżka chyba nigdy nie widziałem.
Zdecydowanym krokiem podszedłem i rzuciłem się na fioletowy materac, schowany
pod baldachimem z ciężkiego materiału.
Ten dom jest jak z bajki. Mieszkać tu z ukochanym, w lesie,
odcięci od świata. I jeszcze te łóżka, w których kochalibyśmy się do białego
rana…
‘Lambert, nie czas na sprośne myśli.’
No tak, przecież leżę na starym łóżku w opuszczonym domu i
myślę jakby to było pieprzyć się ze moim kochaniem, którego swoją drogą jeszcze
nie znalazłem. To nie był czas na fantazjowanie.
Podparłem się na łokciu i rozejrzałem po pokoju. Wszystko
było w kolorze fioletowym … nawet meble. Wysunąłem szufladę. No tak jak się
mogłem spodziewać; nie było tu nic, tak jak pewnie w reszcie szafek w tym
pokoju. Mój wzrok przykuła toaletka, też w kolorze fioletowym. Miała piękne,
duże lustro, ozdobione kilkoma, okrągłymi lampami. Przy niej stało krzesło,
obite (jak się można było domyślić) na fioletowo, z wysokim oparciem i
podłokietnikami. Wstałem z łóżka i usadowiłem się na nim. Hmm…całkiem wygodne.
- Co tu robisz ? – usłyszałem nieznany, męski głos.
Automatycznie wstałem i obróciłem się w stronę mężczyzny.
Przede mną stał niski blondyn. Miał długą grzywkę opadającą na, tak mi się
wydaje, brązowe oczy. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. Rozchyliłem usta, ale
żaden dźwięk się z nich nie wydobył.
- Co tu robisz ? – powtórzył przez zaciśnięte zęby.
- Ja… no bo… poszedłem na spacer i … yyy… myślałem, że tu
nikogo nie ma. A ty co tu robisz. ? – HA ! przecież ten dom jest opuszczony,
więc co on tu robi, hę.
- To było kiedyś moje.
- Co ? Ale jak to, przecież …? – nie pozwolił mi dokończyć
- Skąd to masz ? – wskazał na paczkę w mojej ręce.
- Była w skrzynce przed domem.
Usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach. Nie wiedziałem o
co chodzi…
- Dobra… A teraz powiedz jak naprawdę się tu znalazłeś.
No i co ja mam teraz powiedzieć ? Że poszedłem za kawałkiem
materiału … ? Trudno, najwyżej weźmie mnie za debila.
- Eee… No bo, może to głupio zabrzmi, ale przyprowadziła
mnie tu czerwona wstążka. – na te słowa zaśmiał się cicho.
- Dużo już dostałeś takich paczek, listów lub innego szajsu
?
- Nie. To pierwsza i ją znalazłem – podkreśliłem – a nie
dostałem.
- Co za różnica ? – wzruszył ramionami – A powiedz mi od
czego się zaczęło, od kiedy „znajdujesz” dziwne rzeczy ?
Kurde, co się dzieje. Stoję jak pacan i odpowiadam na każde
jego pytanie, jak na spowiedzi. Co on ma, że potrafi tak zdominować ludzi. No
przecież, cholera, nawet niższy jest.
- Od kiedy znalazłem w lesie klamrę.
Teraz już pachnął śmiechem i wstał, podchodząc do komody.
Wyciągnął z niej zdjęcie.
- O taką klamrę ? – zapytał pokazując mi zdjęcie.. ja
pierdole ! To była Lizbeth z moją ciocią.
- Niech zgadnę” zniknęła ? Co nie ?
- Skąd masz zdjęcie mojej cioci … Ta po lewej to moja ciotka
Helen.
- Wiesz, ta po prawej to moja ciocia Lizbeth – zszokowało
mnie – Jestem Tommy Joe Ratliff. Miło mi. – Uśmiechnął się … Jezu, jaki to był
słodki uśmiech.
‘Nie Lambert, nie teraz.’
- Czekaj nie rozumiem. – tak, każdy to wie, ja nie ogarniam
za dużej ilości informacji na raz.
- Usiądź – westchnął wskazując łóżko – wszystko ci wyjaśnię.
No to posłusznie usiadłem i czekałem co ma mi do
powiedzenia.
- No to tak: Lizbeth
była moją ciocią… ale po śmierci mojej matki, zastąpiła mi ją. Często
wyjeżdżała i po prostu, któregoś razu, jak musieliśmy się stąd wyprowadzić, nie
wróciła. Wszyscy mówili, że zaginęła tutaj, więc przyjechałem, żeby ją odnaleźć
lub dowiedzieć się co się stało. Jak widać chyba to drugie, bo tutaj nikogo nie
ma. Koniec. – ostatnie słowo wyrwało mnie z otępienia. Słuchałem jak
zahipnotyzowany. Nie wiem czemu czułem, że mogę mu zaufać, więc …
- Jak chcesz mogę ci to dać, może ci pomoże, w końcu
znalazłem to tu. A może potrzebujesz pomocy ? – zaproponowałem.
- Dzięki … ?
- Adam. Adam Lambert.
- No to dzięki Adam, ale na razie sobie radzę. Może kiedyś
skorzystam. Wiem gdzie mieszkasz.
- Eh… to może ja już pójdę.
- Jak chcesz to zostań. Rozłożyłem się w najmniej
zniszczonym pokoju na końcu korytarza, chodź.
- Ok.
I tak o to teraz szedłem za Tommy’m, który nie ukrywając,
strasznie mi się podobał i wiedziałem,
że mogę mu powiedzieć wszystko – takie moje pierwsze wrażenie.